Słowa „ścieżka", „droga" są używane kilkaset razy w Piśmie Św., niekiedy w zwykłym znaczeniu, np. w określeniu „droga szabatu" lub w przestrodze: „Na drogi pogan nie chodźcie". Ale już w Starym Testamencie słowo „droga" oznacza cudowny sposób, w jaki Bóg prowadził lud wybrany w historii od czasów Abrahama. Często również „drogi Boże" oznaczają postępowanie ludzi, zgodne z wyznaczonymi przez Boga wskazaniami. „Droga" więc w tych ostatnich przypadkach jest symbolem zbawczego działania Boga, a ze strony człowieka współpracy z boskimi zamiarami względem nas; zgodność życia człowieka z powołaniem, jakie mu Jezus wyznaczył. On sam jest naszą „drogą", dzięki której osiągamy przestawanie z Ojcem.
W Ewangelii uderza nas przekaz o naszych możliwościach przemiany grzesznych, przepastnych dróg na proste, aby Chrystus mógł do nas przyjść i poprowadzić za sobą drogami zbawienia.
Żyjemy w czasach mesjańskich i trzeba nam prostować drogi Zbawicielowi, wyjść naprzeciw, witać Go i zaprosić Go do naszych serc. Bóg ofiarowuje nam zbawienie, ale jeśli chcemy być zbawieni, winniśmy ze swej strony wszystko uczynić, aby drogi, którymi do nas przychodzi, były przez nas z Jego daru przygotowane, by nic nie stało na przeszkodzie Jego przyjściu, żadne grzeszne uwarunkowania.
Jezus idzie z naprzeciwka i zabiera nas z sobą do Betlejem, aby urzeczywistnić z nami program wyśpiewany przez aniołów: „Chwała na wysokości Bogu, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli".
Betlejem, w którym narodził się Zbawiciel, miasteczko oddalone osiem kilometrów na południe od Jerozolimy, dzisiaj jest w Warszawie, Płocku, Krakowie, i gdziekolwiek indziej, w ludzkich sercach.
W przygotowaniu się do godnego przeżycia świąt Bożego Narodzenia zapytajmy siebie samych, czy nasze Betlejem ust, serca, dłoni - podobne do groty koło Betlejem judzkiego, gdzie narodził się Chrystus? Gdyby zabrakło w naszych sercach Jezusa, a zostałaby tylko stajenka i żłóbek, nie byłoby to Betlejem Jezusowe. Bądźmy szczerzy, stajnia i żłób bez Jezusa nie są symbolami zbawienia, a więc musimy iść z Jezusem do Betlejem serca. Prostowanie dróg jest symbolicznym ujęciem tych samych zadań, które św. Jan przekazywał w Ewangelii czytanej w ubiegłą niedzielę. Pouczał on tych, którzy do niego przyszli, poucza nas, jak ma wyglądać nasze życie, żebyśmy byli blisko Zbawiciela. Trzeba się dzielić z biedniejszymi od nas ubraniem i jedzeniem. Nie możemy posługiwać się przemocą fizyczną czy moralną, by uzyskać przez to nieco więcej wartości materialnych.
Musimy jednak zapytać św. Jana w czasie adwentowym, jak konkretnie mamy postępować w naszych uwarunkowaniach, w zasięgu powierzonych nam zadań. Z całą pewnością św. Jan zalecałby niektórym z nas, co są chorzy, cierpliwe znoszenie dolegliwości w domu czy w szpitalu, bo inni są nawet w ciężkich chorobach nad wyraz zrównoważeni i spokojni. Może jednemu, drugiemu człowiekowi, usługującemu chorym przykazałby większą delikatność. Może św. Jan przynagliłby kogoś z wykładowców czy studentów do jeszcze poważniejszego traktowania studiów; może kogoś chciałby pouczyć, jak należy sumienniej pracować, jak spędzać mądrze czas wolny. Wszyscy weźmy od św. Jana pouczenia, jakich nam potrzeba. Będziemy wówczas krzywe drogi czynić prostymi.
W ostatnich dniach Adwentu przygotowania do Świąt winny objąć odnowę religijną we wszystkich wymiarach, a więc nawet odnowę zwyczajów związanych z Bożym Narodzeniem.
Chleb opłatka stoi w ścisłym związku z Betlejem w którego nazwie niektórzy dopatrują się znaczenia: Dom chleba. Opłatek przypomni nam starochrześcijańskie agapy, symbol wzajemnej życzliwości i miłości. A może wieczerza wigilijna rozszerzy naszą miłość również poza krąg najbliższej rodziny? Nasze mieszkania mogą się zamienić dla jednej chociażby tzw. obcej osoby — na jej dom.
Pewnemu człowiekowi, we wspomnieniach dawnych lat, wraca scena z 1944 roku. „Była ostra zima, wszyscy w Wilnie żyliśmy bardzo ubogo. Ubogo również żyła pewna wdowa ze swym dorastającym synem. Zdziwiła ją prośba skierowana przez niego, aby wieczerzę wigilijną przygotowała na trzy osoby, bo on musi zaprosić na nią pewnego gościa. I na dwie godziny przed wieczerzą przyprowadził okropnie zaniedbanego żebraka, wykąpał go, podzielił się z nim swoją bielizną, oddał mu swoje drugie ubranie i drugie buty. Ależ to była wieczerza wigilijna, najpiękniejsza pewnie w całym świecie!”
Nie potrzeba szukać dzisiaj żebraków, bo ludzi od nas biedniejszych, osamotnionych jest wielu. Czy umiemy się cieszyć z przyjścia do nas krewnych, jak radowała się św. Elżbieta z odwiedzin Najświętszej Maryi Panny? Czy nie masz możliwości podzielenia się z kimś sercem i opłatkiem, a może również czymś po opłatku? Pomyśl!
Ze świętami Bożego Narodzenia łączy się również pradawny obyczaj polski: rodzinny śpiew kolęd. Z kolęd możemy się nauczyć najbardziej zasadniczych prawd chrześcijańskich, przypomnieć sobie, jak powinien wyglądać styl katolickiego życia w zakresie etyki i kultu. Myśli zawarte w kolędach posłużą nam do przezwyciężenia najbardziej nagminnych chorób duchowych: zagubienia zmysłu sakralności własnej osoby i świata oraz pomogą zniszczyć zarazę konsumpcjonizmu. Pierwszą z tych chorób wyklucza przeżycie spotkania się ze Zbawicielem, bo dla nas Betlejem nie jest zamarłą przeszłością sprzed prawie dwudziestu wieków, lecz rzeczywistością żywą, dzisiejszą i jutrzejszą. Konsumpcjonizm we wszelkich swych formach zaniknie w zetknięciu się z ubogą stajenką, z ubogim żłóbkiem. One nasuną nam nieodparcie myśl o ośmiu błogosławieństwach, na których czele stoi zapewnienie Zbawiciela: „Błogosławieni ubodzy duchem, albowiem ich jest królestwo niebieskie" (Mt 5, 3).
Melodie kolęd, zasłyszane w wieku dziecięcym, przezwyciężają ponadto każdy zgiełk wydarzeń nawet lat najdłuższych i wywołują odzew wdzięczności względem Pana Jezusa, który opuścił śliczne niebo a obrał barłogi. Wyrazisty tego przykład mamy we wspomnieniach Ignacego Domeyki, przyjaciela Mickiewicza. Domeyko w późnej starości, miał bowiem wówczas osiemdziesiąt cztery lata, przybył z Chile do Ziemi Świętej i tak opisał swe wrażenia z Betlejem: „Nie jest to — pisze — sen, marzenie, że w osiemdziesiąt lat od tamtych dni, kiedy po raz pierwszy o tym mówiła mi matka, a na obrazkach to widziałem i w kościele radośnie śpiewał lud «Anioł pasterzom mówił, Chrystus się nam narodził w Betlejem», dziś świat tak jak jest szeroki ... Bóg mi daje obaczyć to miejsce ... Jakież to miłe wspomnienia owych lat dziecinnych, kiedy wiara była prosta, wiara wcielona w życie domowe, rodzinne..., wszakżem to już był na drugiej stronie ziemi i tam wiek przetyrał między ludźmi obcej mowy i innego szczepu, a te rodzinne pieśni «Przybieżeli pastuszkowie», «Bóg się rodzi, moc truchleje», «Anioł pasterzom mówił» ... nie przestawały nigdy obudzać się w uszach, jak gdyby Anioł Stróż śpiewał je mnie niegodnemu do zachowania wiary" (Jan St. Bystroń, Polacy w Ziemi Świętej,Kraków 1930 s. 259).
Przygotowania przedświąteczne obejmą oczywiście również najzwyklejsze sprawy życiowe, ale musimy pamiętać, że narodziny Jezusa w nas, czy pogłębienie z Nim naszej przyjaźni, jest najważniejsze, konieczne, aby nasze drogi były naprawdę proste i by nasze Betlejem było podobne do betlejemskiej groty, w której narodził się Chrystus — Emanuel, Bóg z nami!
Tak jak św. Elżbieta, prowadźmy teraz — uczciwiej niż kiedykolwiek -— dialog z Matką Najświętszą a naszą Panią, Królową i Matką; a „Błogosławiona między niewiastami", najlepiej nas przygotuje do uroczystości Bożego Narodzenia, dzieląc się z nami radością w Bogu Jej i naszym Zbawcy; ucząc nas swoją wizytą, o której czytaliśmy w dzisiejszej Ewangelii, że życie winno być drogą z Jezusem, ujmowane w perspektywie „Zdarzenia", pisanego z wielkiej litery, że Syn Boży dla nas zstąpił z nieba.
Wierzysz, że się Bóg zrodził w betlejemskim żłobie,lecz biada ci, jeżeli nie zrodził się w tobie. (A. Mickiewicz)
A zatem: Czy już twoje życie jest jak droga do Betlejem? Czy już twoje serce jest gotowe stać się miejscem dla Jezusa? Jeśli tak, to Bogu niech będą dzięki - w twoim sercu, w twoim życiu będzie Boże Narodzenie. autor: Ks. Józef Władysław Tabor
|